Kim jesteś, Chrześcijaninie?

W czasie wczorajszej Mszy Św. doświadczyłem czegoś co właściwie nie wiem jak nazwać. Było to zarazem wstydliwe, kłopotliwe, jak i trochę humorystyczne, choć bardziej z kategorii czarnego humoru.
Przez całe nabożeństwo po kościele przechadzał się, znany mi z widzenia, bezdomny. Był bez butów, w krótkich spodenkach. Momentami, w czasie swojej wędrówki, podchodził do ludzi z wyciągniętą ręką prosząc o jakiś grosz. Co najważniejsze, nie był przy tym jakiś nachalny, widząc zobojętnienie po prostu szybko odchodził. Przechadzając się niedaleko mnie uśmiechnął się do Piotrusia, którego miałem w wózku.
Co mnie uderzyło? Zachowanie nas, uczestników Eucharystii. W głowie wielu rodziły się pewnie myśli, że zbiera na alkohol, na papierosy, dlatego nie da mu ani grosza. Oprócz niechęci, niektórzy wręcz się krzywili, gdy tylko do nich podszedł. Nasz bliźni. Jaki by nie był, bliźni. Kiedy swoją przechadzkę kontynuował w drugiej części kościoła, w pierwszej zaczęła się tzw. kolekta. I tu już ludzie otwierali swoje serca i portfele. Oczywiście, cel szczytny bo na utrzymanie kościoła. Mimo to w sercu zrodziła się refleksja o chrześcijańskiej hipokryzji, dwulicowości. Z jednej strony chętnie się uśmiechniemy do panów zbierających kolektę, ubranych w garnitury, z drugiej, kiedy wg naszej wiary, to sam Chrystus, w osobie tego biedaka, przychodzi do nas z wyciągniętą dłonią i prosi o kilka groszy, wtedy Go odrzucamy, odwracamy się, wyrażamy swoje zniechęcenie, obrzydzenie. Czy to właśnie nie wtedy winnyśmy stanąć na wysokości zadania? Podać dłoń? Choć może w głowie są alkoholowe i tytoniowe myśli, że może lepiej dać na Caritas, to czy Chrześcijanin zawsze musi szukać usprawiedliwienia, wymówki? Powinien działać! Jak? Są różne możliwości. Tylko może znów zamiast czekać z wyborem, wystarczyłoby dać choćby jakiś drobny grosz, albo po Mszy Św. zabrać kogoś takiego do siebie i dać coś do zjedzenia. Wielu z nas ma w szafie buty, w których już nie chodzi, warto zrobić z nich pożytek. Potrzeba jednak odwagi! Nie koniecznie miary pierwszych Chrześcijan, którzy umierali za wiarę, ale takiej, która się przeciwstawi ludzkiej obojętności i oziębieniu. Wiem, że pewnym nietaktem była sama w sobie ta przechadzka, która rozpraszała w jakimś stopniu w czasie Mszy Św.,jednak zatrważa zupełne zobojętnienie kapłana prowadzącego nabożeństwo, czy bardziej ludzi odpowiedzialnych za ład w kościele, którzy w ogóle nie reagowali. Nie możemy być zobojętniali jako ludzie, jako chrześcijanie!

Dodaj komentarz