Wybaczcie, że dzielę się tą radością z Wami dopiero teraz, choć i tak większość z Was pewnie wie. Ostatnie dni, wydarzenia sprawiły, że człowiek był mało przy komputerze, nie było jak się pochwalić. W czwartek, 8 kwietnia o godzi. 8.50 urodził się mi Syn! Ważył 3,250 kg, miał 54 cm, otrzymał 10 punktów w scali Apgara.
Noc z środy na czwartek była bardzo niespokojna. Ola miała już skurcze, całą noc nie spała. Ja prawie też. W szpitalu byłem już od 5 rano. Ale warto było. Najważniejsza część porodu rozpoczęła się po 8. Dla tych wszystkich mężów, partnerów, którzy się boją, się zastanawiają czy uczestniczyć, są przerażeni, że nie dadzą rady mam świetny cytat, który mi towarzyszy już od kilku lat:
„Z pośród wszystkich radości i wzruszeń, największe daje uczestnictwo przy narodzinach dziecka”.
Oprócz wsparcia, które daje się partnerce – najpiękniejszym przeżyciem jest przecinanie pępowiny swojego dziecka. Naprawdę – bezcenne.
W głowie niestety, pozostaje trochę żalu do pielęgniarek, lekarzy, gdy siedzieliśmy nad ranem w korytarzu, gdy Ola klęczała na ziemi z bólu, a ja będąc w szpitalu (!) nie mogłem otrzymać od nikogo żadnej pomocy. Dopiero przed 7 wyszedł z pokoju jakiś lekarz i łaskawie przebadał Olę.
Dziwne to położnictwo w naszym tyskim szpitalu wojewódzkim, skoro mi powiedziano, że nie ma odwiedzin w pokojach, to dlaczego u współlokatorki Oli, mógł być mąż?
W tym miejscu należą się podziękowania Pani Położnej (świetny specjalista), Szefowej Traktatu Porodowego za cierpliwość i fachowość, pomimo małych przeszkód i uporu Oli, poród odbył się bez komplikacji.
Od piątku trwały przygotowania w domu na przybycie najważniejszych gości. Zakupy lamp, łóżeczka, malowanie. Razem z tatą, mamą, szwagrem, siostrą walczyliśmy do sobotniej później nocy, by mieszkanie było pachnące i wysprzątane. W sobotę rano, gdy docierałem do domu, z samochodowego radia dotarła wiadomość o tragedii samolotu Prezydenckiego. Mam mieszane uczucia. Niby żal, z drugiej strony nie podobało się mi tak wiele z zachowania i Prezydentury. Trudno uwierzyć, że tak nagle z życia publicznego znika tyle osób.
Mimo to, udało się nam ze wszystkim wyrobić. W niedzielne popołudnie przyjechaliśmy do domu. Jakie to wyjątkowe uczucie, że jako kierowca, odpowiadam za bezpieczeństwo nie tylko Oli, ale i naszego Synka. Zapięcie fotelika sprawdzałem kilka razy czy na pewno wszystko jest dobrze zabezpieczone. Tak człowieka aż unosi za tą kierownicą, taki jest dumny.
Rozpoczął się w moim życiu kolejny rozdział – ten najważniejszy. Spełnianie, wypełnianie swojego powołania, którego kiedyś tak usilnie szukałem. Z każdym dniem przekonuję się, że to odpowiednia droga. Z każdym gestem, dobrze wykonaną czynnością, myślę, że właśnie tak się to wszystko miało potoczyć.
W dniu przedwczorajszym (wtorek), w naszym tyskim Urzędzie Stanu Cywilnego, Syn otrzymał imiona: Piotr Paweł. Ładnie, prawda?
Gratuluje! Bardzo ładny chłopiec 🙂 Pozdrów i ucałuj Olę za wytrwałość i siłę 🙂 A sytuację w polskich szpitalach zostawiam bez komentarza.
Gratulacje;) Cieszę się, że wszytsko dobrze przebiegło i jest ok. Gratulacje dla Oli za wytrzymanie mimo wszystko bólu..ale potem radość z widoku maleństwa zapewne bezcenna. Co do szpitali..różnie to bywa. Ja akurat sobie chwaliłam tyski..ale różny oddział różni lekarze.ważne, że już po wszystkim i rodzina w komplecie w domu. Wiadomo przygotowania..bo to najważniejszy członek rodziny..długo oczekiwany. Imiona śliczne. Zdrówka dla maleństwa i radości z rodzicielstwa dla rodziców.