Nadejście oczekiwanej śmierci, wśród codziennych radości i trosk.

Czy śmierć oczekiwana jest lepsza od tej niespodziewanej? Łatwiej się ją przeżywa, kiedy czeka się na nią jak na.. wybawienie? Wybawienie swoje, ale przede wszystkim cierpiącej, bliskiej naszemu sercu osobie? Czy wtedy łatwiej pogodzić się ze startą Ojca, Dziadka, Pradziadka? W dniu wczorajszym dotarła do mnie wiadomość, której się spodziewałem, może dlatego było łatwiej. Wiadomość o śmierci Taty mojej Mamy. Czyli mojego Dziadka. Śmierć w pewnym sensie oczekiwana – zwłaszcza od kilku dni, kiedy w nocy sny nie dawały spokoju, kiedy to stan się pogorszył na dobre… W sercu, na kolanach, tak bardzo się pragnęło uzdrowienia, choć ciągle wracała ta myśl, że to już koniec. I to wypowiadane na koniec z wiarą, ale i jakim strachem, żalem: Niechaj Twoja wola się stanie Panie… Pięknym i zarazem wymownym wydarzeniem była wizyta wszystkich dzieci przy łożu umierającego ojca, dzień wcześniej. Tak powinno się właśnie żegnać najbliższych, bez względu jacy byli, jak się zachowywali, co mówili.

Kiedyś przytaczałem myśl mówiącą, że jeśli polak Ci nie zaszkodził – to już Ci pomógł. Smutna to myśl – ale jakże prawdziwa. Nawet w swoim zakładzie doświadczam tego, choć można by rzec, że jest włoski, to tylko polski dozór tam pracujący potrafi innego pracownika (nie daj Boże, nie z Bielska) wykorzystać, poniżyć, zgnoić, pokazać – kto tu rządzi. I co zabawniejsze, rządzą – ludzie po zawodówkach, zaocznie skończonych szkołach średnich. Smutny, ale brutalnie rzeczywisty obraz naszych zakładów pracy. To tylko tu na prośbę o przepustkę (w piątek, kiedy chciałem się pożegnać z Dziadkiem), można otrzymać notkę „upomnieniową” za jedną, źle zamontowaną nakładkę w samochodzie. To tutaj zmusza się do pracy ponad siły, w okrojonym składzie, w ponad 30 stopniowej duchocie.. Ostatnio mój przełożony stwierdził, że nie wszystkim wypada podawać rękę. Jak się sprawdziły Jego słowa. Nie warto.

Wczoraj wieczorem jeszcze odwiedziłem dom rodzinny mojej Mamy. Kiedy wjeżdżaliśmy na plac przypomniało się tak wiele różnych, czasem zabawnych szczegółów dotyczących Dziadka – czy to wyglądanie przez okno, czy też witanie przy furtce, czy też pytanie o której mamy powrotny autobus.. Przypomniały się mi wypady rowerowe z kolegami w to właśnie miejsce, i momenty kiedy Dziadek dawał jakiś grosz „na oranżadę”. W tym miejscu Dziadku, dziękuję za wszystko. Za każdy grosz, za każdą rozmowę, za to, że mnie nauczyłeś jeździć traktorem. Wierzę, że kiedyś się znów spotkamy, czyści bez zmazy. Będziemy wtedy wspominać te wszystkie nasze ziemskie radości!

A Piotruś rośnie! Ma już 62 cm długości (wzrostu? 😉 ), waży ponad 6 kilo. Duużo gaworzy, powoli się przewraca na boki, jest bardzo ruchliwy 😉 Tydzień temu byliśmy z Nim, i moimi Rodzicami w Leśniowie. Z Żoną zanieśliśmy Małego by został pobłogosławiony udzielanym w tym dniu Błogosławieństwem dla Dzieci. Później udaliśmy się do Częstochowy. To już dawno obiecana Rodzicom swego rodzaju pielgrzymka w końcu się ziściła. Tu też – Matce Bożej ofiarowaliśmy Piotrusia. Pod względem duchowym, religijnym był to dla nas bardzo owocny wyjazd. Cieleśnie cierpieliśmy straszny skwar, pogoda nad wyraz dopisała 😉 W tym dniu swoją pielgrzymkę miało Radio Maryja, o czym dowiedzieliśmy się na miejscu. Można się było przekonać o tym, choćby w czasie… Drogi Krzyżowej na wałach, które zwiedzaliśmy. Modlono się o… „prawdę o tragedii smoleńskiej”. Poczułem się zniesmaczonym tym co usłyszałem. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia słuchając rozważań do II upadku Pana Jezusa…i to tu, na Jasnej Górze.

Dodaj komentarz